Gotujemy razem z uczniami z podstawówki

Jutro kolejne spotkanie z naszymi Zupowymi Przyjaciółmi. W ostatnią sobotę wraz z młodzieżą z klas siódmych i ósmych przygotowaliśmy i wydaliśmy posiłek dla osób potrzebujących. Początkowo mieliśmy wrażenie, że jest trochę mniej osób, fakt - wielu stałych bywalców nie było. Jednak pierwszy termos zupy został wydany bardzo szybko i drugi także.

Na dokładkę były ciasta i kanapki. Ładna pogoda sprzyjała. Przyjemnie było postać i porozmawiać już po wydaniu jedzenia. Wraz z promieniami słońca jakoś tak ma się wrażenie, że teraz to już tak piękniej będzie, że wszelkie problemy łatwiej się będzie znosić i że …wiecie o czym mówię, taka nadzieja na lepszy czas. I tak myślisz „chwilo trwaj…” i trwa to rzeczywiście chwilę, bo to planeta Ziemia i tutaj wszystko co może się zdarzyć, to się wydarza. I złego i dobrego, nie do przewidzenia, bez sensu, z zaskoczenia powodując złość, radość, rozczarowanie, zdziwienie, smutek, niedowierzanie.

To nasze pomaganie przeplata się z tymi wszystkimi stanami i emocjami. Wydanie posiłku to tylko początek i zdaje się, że najłatwiejsza część tej pomocy, bo tutaj niewiele może się nie udać i efekt widzisz natychmiast. Puste termosy i skrzynki świadczą o tym, że ponad setka osób tego wieczora zjadła dobrą kolację. Wielu podziękowało i było miłych. Później często liżesz rany, bo bardziej wierzysz w człowieka niż on w siebie, bo niby nie oczekujesz wdzięczności, a jednak liczysz na słowo „dziękuję”. Bo ktoś nie uszanował twojego czasu (wiem, wiem - nie był gotowy na zmiany), bo nie rozumiesz dlaczego właśnie tak. Jest ci smutno. I właśnie wtedy trzeba sobie zadać pytanie: „Hej, co ze mną jest nie tak, że w taki sposób reaguję?”…

i tak minęło 341 tygodni i to był zdecydowanie dobry czas.

Wiola